Bezkres łagodnych wzgórz pokrytych złoto-zielonym dywanem pól i łąk, pagórki skryte pod gęstym, dziewiczym lasem, doliny pocięte siecią głębokich lessowych jarów i wartkich strumieni, piaszczyste wydmy, kaskady szumiących wodospadów, śródleśne uroczyska, bogactwo rzadkich roślin i zwierząt, majestatyczne wiekowe dęby, drzewa zamienione w kamienie, przepastne kamieniołomy, stare drewniane cerkwie, murowane kościoły i synagogi, nadgryzione zębem czasu przydrożne krzyże i kapliczki, przyozdobione kwiatami powstańcze mogiły, ogromne betonowe bunkry głęboko ukryte w lesie, klimatyczne kresowe zagrody i senne galicyjskie miasteczka, magiczne sanktuaria, włoskie miasto idealne z najpiękniejszym w Europie rynkiem, setki kilometrów ścieżek do wędrówek pieszych, konnych i rowerowych, pyszne cebularze i pierogi z kaszą gryczaną, życzliwi i gościnni ludzie, cisza, spokój, nastrój, leśny cień, soczysta zieleń, zapach sosnowej żywicy i kwitnących lip… Oto Roztocze, które tajemnice i uroki odrywaliśmy w długi czerwcowy weekend. W wycieczce udział wzięło 50 mieszkańców Brzegu Dolnego oraz Wołowa, pod troskliwym okiem Henia Luchowskiego. Po roztoczańskich drogach i bezdrożach woził nas niezastąpiony kierowca Krzysiu, a w tajniki tego niezwykłego regionu wprowadzał kompetentny i sympatyczny przewodnik – pan Andrzej.

Roztocze leży w Polsce południowo-wschodniej, w województwie lubelskim i podkarpackim. To pasmo łagodnych wzgórz ciągnących się od Kraśnika po Lwów, wąskim pasem wciśniętych między Kotlinę Sandomierską od południa a Wyżynę Lubelską od północy. Roztocze rozdziela Europę na część zachodnią i wschodnią nie tylko pod względem geograficzno-przyrodniczym, ale także kulturowym – jak wkrótce zobaczymy – mocno przenikała się tu kultura Wschodu i Zachodu. Pomiędzy roztoczańskimi pagórkami toczą swe wody dwie główne rzeki: Narew wpadająca do Sanu oraz Wieprz – dopływ Wisły. Są zasilane przez liczne rzeczki i potoki, o mniej lub bardziej żywiołowym charakterze. Od tego „roztaczania” wód po okolicy pewnie pochodzi nazwa całego regionu. Roztocze dzieli się na 3 części: zachodnią, środkową i wschodnią. My zwiedzamy dwie ostatnie.

Rozpoczynamy od Zamościa, miasta, które uważane jest za bramę prowadzącą na Roztocze. Szczyci się zasłużonym mianem „miasta idealnego”, „perły renesansu” i „Padwy północy”. Jego pomysłodawcą i sponsorem był Jan Sariusz Zamoyski – wielki polski humanista, filolog i mówca epoki odrodzenia. Pracował jako doradca królów Zygmunta Augusta i Stefana Batorego, dorobił się tytułów kanclerza i hetmana wielkiego koronnego. Akt lokacyjny Zamościa został wydany w 1580 roku, budowa trwała 40 lat, głównym architektem był utalentowany Włoch Bernard Morando. Stworzył nowoczesne miasto-twierdzę z niczego, czyli na „surowym korzeniu”. Zgodnie z życzeniem hetmana Zamość powstał na planie postaci człowieka: pałac właściciela był głową, płucami akademia i kościół, a kręgosłupem główna miejska ulica przecinająca rynek. Miasto otaczały solidne mury obronne z siedmioma bastionami i trzema bramami wjazdowymi oraz głęboka fosa. Aby zapewnić mu szybki rozwój Zamoyski zaprosił do niego bogatych Ormian i Żydów, którzy okazali się solidnymi rzemieślnikami i handlowcami. Rangę miasta podnosiła też akademia, trzecia (po krakowskiej i wileńskiej) na terenie ówczesnej Rzeczypospolitej.

Zamość okazał się solidną twierdzą – w 1648 roku oparł się armii kozacko-tatarskiej pod wodzą Bohdana Chmielnickiego i potopowi szwedzkiemu kilka lat później. Gdy w 1656 roku oblężenie miasta przeciągało się, zniecierpliwiony król szwedzki Karol X Gustaw próbował obiecanymi profitami zachęcić Jana „Sobiepana” Zamoyskiego (wnuka założyciela miasta) do poddania twierdzy. Gdy i to na nic się zdało uciekł się do fortelu: obiecał wycofać swoje wojsko zaraz po pożegnalnej wieczerzy przygotowanej w murach miasta. Hetman jednak przeczuł fortel, ale nie chcąc uchybić staropolskiej gościnności przygotował bogatą ucztę dla wroga poza murami obronnymi, zakazując jednak wynosić jakichkolwiek krzeseł, zydli i taboretów. W ten sposób Szwedzi, choć godnie ugoszczeni, nie zostali jednak długo, nie mogąc wygodnie spocząć podczas biesiady. Od tego czasu poczęstunek taki w pozycji in erectus, czyli na stojąco nazywany jest szwedzkim stołem i praktykowany po dziś dzień.

W czasie zaborów miasto znalazło się w granicach Austrii, a potem Rosji. To Rosjanie, w połowie XIX wieku, zadecydowali o rozbiórce umocnień i likwidacji twierdzy – grube ceglane mury nie mogły się już opierać pociskom wystrzeliwanym z nowoczesnych dział gwintowanych. Pozbawione części fortyfikacji miasto szybko zaczęło się rozrastać i rozwijać. Obecnie „idealny” Zamość liczy 70 tys. mieszkańców, jest miastem powiatowym i ważnym ośrodkiem kulturalnym, oświatowym i turystycznym we wschodniej Polsce. W 1992 roku zamojskie Stare Miasto zostało wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.

Zaczynamy od odwiedzenia zamojskiej Rotundy – działobitni, z której w danych czasach strzelano do wroga z armat, działał tutaj też garnizon i więzienie. Najbardziej mroczne czasy tej budowli to rok 1942, kiedy hitlerowcy stworzyli tu bardzo ciężkie więzienie dla polskiej inteligencji i członków ruchu oporu – z głodu, zimna, chorób i tortur życie straciło tu wielu mieszkańców Zamojszczyzny. Następnie spacerujemy wzdłuż i po zachowanych murach obronnych miasta, wstępujemy na bastiony i przechodzimy przez kolejne bramy, spacerujemy po niezwykle urokliwym miejskim parku z jeziorkami i fontannami. Na bastionie VII możemy spróbować swoich sił w strzelaniu z armaty – odważnie lont odpala pani Halina, za co zostaje zasłużenie uhonorowana stosownym dyplomem oraz uściskiem dłoni dowódcy bastionu. Po obejrzeniu pięknej renesansowej katedry, pałacu i akademii Zamoyskich oraz synagogi spacerujemy na Rynek Wielki, słusznie uważany za najpiękniejszy nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. To kwadrat o wymiarach 100 na 100 metrów (czyli o powierzchni 1 hektara), otoczony stylowymi kamienicami z attykami i arkadami. W ciąg kamienic jest wkomponowany renesansowy ratusz z wysoką na 52 metry wieżą zegarową i charakterystycznymi schodami w kształcie wachlarza. Najpiękniejsze budynki to 5 kolorowych bogato zdobionych kamieniczek ormiańskich na prawo od ratusza – tu mieszkali kupcy ormiańscy, a dziś działa Muzeum Zamojskie. Zamojski rynek tętni życiem – spaceruje tu mnóstwo ludzi, działają stragany z pamiątkami i restauracje. Warto wspomnieć o znanych artystach związanych z Zamościem – tu urodził się i mieszkał poeta, kompozytor i piosenkarz Marek Grechuta, a mieszkali poeta Bolesław Leśmian oraz pisarz Icchoc Perec.

Drugi dzień naszej wycieczki rozpoczynamy wizytą w Tomaszowie Lubelskim. To miasto także zostało założone przez hetmana Jana Zamoyskiego i nazwane Jelitowem od rodowego herbu Zamoyskich „Jelita”, a potem przemianowane na Tomaszów na cześć syna i następcy –Tomasza. Położone na szlaku handlowym szybko się rozwijało, działali tu znani rzemieślnicy, m.in. kowale, stolarze, garncarze i kaletnicy. Miasto poważnie ucierpiało podczas ostatniej wojny, nie ma więc wielu zabytków, głównie to ciekawa architektura z okresu 20-lecia międzywojennego. Do starszych i najcenniejszych należy natomiast drewniany kościół pw. Zwiastowania Najświętszej Marii Panny, który ufundował ordynat Michał Zamoyski w I połowie XVIII wieku. Świątynia wzniesiona z ociosanych bali modrzewiowych z dwiema bliźniaczymi wieżami w fasadzie należy do najciekawszych drewnianych kościołów w Polsce. W ołtarzu głównym możemy podziwiać XVII-wieczny słynący z uzdrowień obraz Matki Boskiej Szkaplerznej w srebrno-złotej sukni. Bogate wnętrze kościoła jest wykonane w stylu barokowym.

Kilka kilometrów od Tomaszowa Lubelskiego leży wieś Bełżec, który odwiedzamy by zobaczyć miejsce dawnego niemieckiego obozu zagłady. Hitlerowcy założyli go pod koniec 1941 roku, przy linii kolejowej z Warszawy do Lwowa. Do obozu przywożono głównie Żydów z terenów Generalnej Guberni, ale także deportowanych z Niemiec, Austrii, Czech, Holandii i innych państw Europy. Podczas roku działania zamordowano tu za pomocą tlenku węgla w komorach gazowych prawie pół miliona ludzi. Ich ciała składano w głębokich rowach. Przyczyna likwidacji obozu była prozaiczna – zabrakło miejsca na kolejne groby kolejnych dziesiątków tysięcy ofiar… W 1943 roku hitlerowcy próbowali zatrzeć ślady tej nieludzkiej zbrodni: zniszczyli dokumenty, obozowe budynki i urządzenia, a na stosach z szyn i podkładów kolejowych palili odkopane zwłoki. Po wojnie przez wiele lat miejsce obozu upamiętniała jedynie skromna tablica, dopiero w 2004 roku w miejscu bocznicy kolejowej, na której rozładowywano przybywające transporty ludzi wybudowano monumentalny pomnik. Robi on na nas wielkie wrażenie: z pokruszonych szarych kamieni (bryły żużlu przywiezione z huty w Stalowej Woli) usypano rozległe zbocze i otoczono pordzewiałymi drutami zbrojeniowymi. Przez środek zwałów głazów prowadzi betonowa, wąska i coraz wyższa szczelina, przytłaczająca wchodzących. Po przebyciu tej drogi dochodzimy do wysokiej, pionowej kamiennej ściany przypominającej Ścianę Płaczu w Jerozolimie – wyryto tutaj jakże trafny i przejmujący cytat z Księgi Hioba: „Ziemio, nie zakrywaj mojej krwi, aby krzyk mój nie ustawał”. Na kamiennej ścianie po przeciwnej stronie wyryto natomiast wszystkie imiona ofiar obozu, a wokół całego wzgórza nazwy miejscowości, skąd przywożono ofiary. W Bełżcu oraz dwóch podobnych obozach zagłady na terenie Generalnej Guberni w Sobiborze i Treblince łącznie zamordowano w latach 1942-1943 półtora miliona ludzi, głównie Żydów.

Z Bełżca jedziemy w kierunku przejścia granicznego z Ukrainą w miejscowości Hrebenne. To maleńka wieś, gdzie na stromym wzgórzu wśród starych lip stoi mała, drewniana cerkiew pw. św. Mikołaja. Zbudowano ją pod koniec XVII wieku i używano do 1947 roku, kiedy z tych terenów wysiedlono tutejszych Ukraińców. Do środka nie możemy wejść, choć znajduje się tu kilka wartych obejrzenia ikon i fragment XVII-wiecznego ikonostasu.

Niedaleko Hrebennego, nad rzeką Prutnik leży wieś Siedliska, do której następnie zajeżdżamy. Wędrujemy ścieżką wśród grądów (lasu, gdzie rosną różne gatunki drzew liściastych) i podmokłych łąk wzdłuż Prutnika. Docieramy do małej, drewnianej kapliczki „Nad Źródłem” wybudowanej na pomoście nad uznanym za pomnik przyrody źródłem Prutnika. Woda wybija z piaszczystego dna małego stawu pod kapliczką. W kapliczce wisi obraz Matki Boskiej Wniebowziętej, odwiedzany co roku w maju przez pielgrzymów wyznania greckokatolickiego. Idąc dalej docieramy do kościoła pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy i jednocześnie kaplicy cmentarnej Sapiehów, przy której oglądamy wyeksponowane okazy skamieniałych pni prehistorycznych drzew iglastych – są to prawdopodobnie drzewa podobne do dzisiejszych sekwoi lub cypryśników błotnych, które rosły tu kilkanaście milionów lat temu i uległy niezwykle rzadkiemu procesowi krzemienienia: w specyficznych warunkach, w gorącym morzu tkanka roślinna zamieniła się w nieorganiczną krzemionkę. Kawałki kamiennych drzew to czasem nawet półtoratonowe kolosy, o różnej barwie, od biało-żółtej do szaro-brunatnej z wyraźnie zachowaną strukturą drewna.

Kolejny cel naszej wędrówki to położona w leśnych ostępach Południoworoztoczańskiego Parku Krajobrazowego wieś Werchrata nad rzeką Ratą (dopływem Bugu). To jedna z najstarszych wsi na Roztoczu – wspominano o niej już w XII wieku. Do 1947 roku mieszkali tu prawie sami Ukraińcy, przepędzeni następnie w głąb Związku Radzieckiego lub na „ziemie odzyskane” w ramach Akcji Wisła. Na wzgórzu Monastyr (Monasterz) niedaleko Werchraty napotykamy ruiny klasztoru bazylianów. To klasztor obrządku wschodniego (czyli monastyr), jeden z najstarszych na Rusi, z którego wywodził się prawosławny święty Piotr Racki (Reteński). Na polanie, pośrodku gęstego, starego lasu zastajemy resztki kamiennych murów obronnych, które otaczały klasztor, dawne piwnice klasztorne i zasypaną studnię, a w miejscu cerkwi stoi krzyż. Ikonę Matki Boskiej Werchrackiej przepędzeni stąd przez zaborców bracia zabrali ze sobą, obecnie wisi w jednej z cerkwi we Lwowie. W ruinach klasztoru znajduje się cmentarz wojenny z grobami żołnierzy rosyjskich, austriackich i niemieckich z czasów I wojny światowej. Tu także jest pomnik (krzyż z ukraińskim tryzubem) ku czci 62 żołnierzy UPA poległych w walkach z NKWD w 1945 roku (obelisk zniszczyli „nieznani sprawcy”). W pobliskim lesie nadal wyraźnie widać głębokie doły, które są pozostałością podziemnych schronów członków UPA. Tu, we wrześniu 1947 roku zginął śmiercią samobójczą otoczony przez polskich żołnierzy Jarosław Staruch ps. Stiah, szef Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, co ostatecznie skłoniło dowództwo UPA do likwidacji oddziałów i zakończenia walk. W werchrackim lesie można też do dziś natknąć się na inne ślady ostatniej wojny – to okazałe, betonowe bunkry zbudowane przez Sowietów na tzw. „Linii Mołotowa” wzdłuż granicy z Trzecią Rzeszą. Budowli tych w dobrym stanie na terenie Roztocza jest wciąż kilkadziesiąt. Niedaleko ruin monastyru znajduje się krzyż upamiętniający miejsce, gdzie na przełomie XIX/XX wieku przebywał w swojej pustelni franciszkanin brat Adam Chmielewski, zwany bratem Albertem lub świętym od biedaków.

Spacer po lasach w okolicach Werchraty kończymy we wsi Huta Lubycka, skąd jedziemy jeszcze obejrzeć pobliski Narol. To małe (2 tys. mieszkańców) XVII-wieczne miasteczko nad Tanwią, na obrzeżach Puszczy Solskiej. Najcenniejszym zabytkiem jest tu barokowy pałac hrabiowskiej rodziny Łosiów, położony w dużym parku i od wielu lat w remoncie, niedostępny do zwiedzania. Odpoczywamy więc spacerując po południu po klimatycznym, ładnie ukwieconym narolskim rynku, z niewielkim ratuszem z początków XX wieku i zabytkową figurą św. Floriana.

Trzeci dzień naszej roztoczańskiej przygody zaczynamy od odwiedzenia pamiątkowej tablicy poświęconej powstańcom z 1863 roku na krasnobrodzkim cmentarzu, skąd trasą przez Majdan Sopocki (z dużymi i ładnymi rekreacyjnymi zalewami na potoku Sopot) jedziemy do wsi Susiec. To popularna wieś letniskowa nad Tanwią w Puszczy Solskiej. Sławę zdobyła dzięki malowniczym przełomom na Tanwi i jej dopływie – potoku Jeleń. Te tzw. „roztoczańskie szumy” zostały przez czytelników dziennika „Rzeczpospolita” zaliczone do „Siedmiu cudów natury polskiej”. Małe wodospady nazywane szumami albo szypotami powstają, gdy wody rzeki spływają po kamiennych uskokach w jej korycie – wydaje się, że woda płynie po kamiennych schodach. Skąd one się wzięły? Są pozostałością ruchów tektonicznych, które miliony lat temu podzieliły Europę na geologicznie odmienne Zachód i Wschód. Miejsce łączenia nie jest gładkie, ale pokryte jakby szorstką blizną, której zgrubienia są widoczne właśnie jako skalne schody w korycie roztoczańskich rzek i potoków. Najładniejsze szumy podziwiamy w okolicy maleńkiej wsi Rebizanty, gdzie Tanew na odcinku zaledwie 400 metrów spływa po 24 kamiennych stopniach. Największy wodospad Roztocza (na Jeleniu) ma 1,5 metra wysokości. Na Tanwi, we wsi Susiec przebiegała kiedyś granica zaborów rosyjskiego i austriackiego, którą w 1901 roku nielegalnie przekroczył przyszły marszałek Józef Piłsudski uciekając przed władzą carską do Galicji. Z tej wsi pochodzi znany reżyser Sylwester Chęciński, który w filmie „Sami swoi” opisuje zapamiętane z dzieciństwa spory międzysąsiedzkie o przysłowiowe „trzy palce miedzy”. Na wjeździe do Suśca stoją drewniane figury Kargula i Pawlaka, które upamiętniają reżysera i jego filmową trylogię. Dzisiejszych mieszkańców Suśca cechuje dużo większa życzliwość, nawet wobec całkiem obcych ludzi. Kiedy jednemu z uczestników naszej wycieczki niedomaga noga miejscowi gospodarze bez problemu i bez żadnego poręczenia pożyczają mu własny rower, żeby mógł kontynuować wędrówkę. Postawa w dzisiejszych „nieludzkich” czasach rzadka, a więc suśczanie – czapki z głów!

Nieco dalej na północ przepastną Puszczę Solską przecina głęboko kolejna dolina, której dnem po skalnych stopniach wartko płynie rzeczka Sopot, sprytnie naśladując górski potok. To prawdziwy żywioł w porównaniu ze stateczną i majestatyczną wręcz Tanwią, o czym dobitnie świadczą oberwane (wraz z fragmentami turystycznej ścieżki) po majowych ulewach ziemne zbocza. W pobliżu wsi Hamernia Sopot szczególnie malowniczo się przełamuje na dnie głębokiej i ciemnej doliny – to rezerwat „Czartowe Pole”. Tu napotykamy ruiny starej, XVIII-wiecznej papierni należącej do rodu Zamoyskich. Był to największy taki zakład na Roztoczu, który bezpowrotnie popadł w ruinę po pożarze w końcu XIX wieku. Miejsce to swą nazwę zawdzięcza legendzie, według której w tych dzikich ostępach „niegdyś czarci jeno hasali”. Inna legenda głosi, że paprocie w tutejszym lesie raz w roku zakwitają krwią zamordowanych tu przez hitlerowców partyzantów polskich. W czerwcu 1944 roku stanęli do nierównej walki z licznymi oddziałami Wehrmachtu. W kilkudniowych zaciętych potyczkach spośród tysiąca zginęło 370 partyzantów, z których większość spoczęła na cmentarzu wojennym w pobliskich Osuchach. Na Zamojszczyźnie działał silny ruch oporu, który rozwinął się wobec szczególnie silnych represji niemieckich na tych terenach.

Na północnych obrzeżach Puszczy Solskiej leży niewielkie miasteczko – założony w XVIII wieku przez Tomasza Józefa Zamoyskiego Józefów. To kolejny punkt naszej wędrówki po Roztoczu. Spacerując po pięknie ukwieconym rynku podziwiamy zegar słoneczny, fantazyjną fontannę ułożoną z figur zwierząt tutejszych lasów i inne kamienne rzeźby, które są plonem odbywających się tu co roku plenerów rzeźbiarskich. Skalne wzgórze nad miasteczkiem jest głęboko podziobane – działa tu wielki kamieniołom nazywany „Babią Doliną”, skąd od ponad 300 lat wydobywany jest surowiec wykorzystywany przez okolicznych kamieniarzy. Piękną, rozległą panoramę wzgórz Roztocza Środkowego podziwiamy ze szczytu kamiennej wieży widokowej, która przycupnęła tuż nad niecką kamieniołomu.

Kilka kilometrów od Józefowa nad rzeczką Szum leżą malownicze, małe wsie: Górecko Stare i Górecko Kościelne, przedzielone ciemnym, tajemniczym borem, pełnym bujnych mchów, widłaków i paproci. Tu, spiętrzone kamienną tamą wody Szumu tworzą mały zalew i napędzają niewielką elektrownię wodną. Niedaleko spotykamy ciekawą drewnianą kapliczkę stojąca na palach w nurcie Szumu. To kapliczka „Na wodzie” poświęcona św. Stanisławowi, a obok nieśmiało wybija małe źródełko nazywane „Bożą łezką” z leczniczymi wodami siarkowymi. Aleją monumentalnych starych dębów dochodzimy do Górecka Kościelnego, z okazałym drewnianym kościołem także pw. św. Stanisława. Podobnie jak kościół tomaszowski i ten jest zbudowany z modrzewiowych bali i wyposażony w stylu barokowym. Ciekawostką jest, że w ołtarzu głównym możemy zobaczyć zmieniane w zależności od potrzeby obrazy: św. Stanisława Biskupa, Matkę Boska Anielską czy Pana Jezusa Ubiczowanego. W XVII wieku tutejszemu młodemu rolnikowi Janowi Sosze ukazał się św. Stanisław nakazując budowę kaplic i kościoła. Życzenie świętego spełnił wkrótce ordynat Marcin Zamoyski fundując te miejsca kultu, które zresztą do dziś cieszą się wielką estymą wśród wiernych.

Ostatni dzień naszej wycieczki poświęcamy na bliższe poznanie Krasnobrodu, gdzie mieszkamy w dzielnicy letniskowej na wzgórzu Pszczeliniec. Miasteczko powstało w dolinie Wieprza już w XVI wieku, choć prężnie zaczęło się rozwijać dopiero kilkadziesiąt lat później, gdy przeszło w posiadanie Zamoyskich. Dziś liczy 3 tysiące mieszkańców, jest ważnym ośrodkiem turystycznym i religijnym, od 17 lat także uzdrowiskiem. Duża zawartość jodu w powietrzu, występowanie wód leczniczych i pokładów borowiny sprzyja leczeniu schorzeń układu ruchu, nerwowo-mięśniowego i oddechowego. Kuracjusze mogą wypoczywać w ładnym parku lub nad dużym zalewem z szerokimi piaszczystymi plażami. Najważniejszym zabytkiem miasteczka jest sanktuarium pw. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, dzięki któremu Krasnobród stał się „roztoczańską Częstochową”. Jego historia sięga XVII wieku, kiedy to Jakub Ruszczyk, ułomny mieszkaniec pobliskiej Szarej Woli ujrzał Matkę Boską, wskazującą na wytryskujące z ziemi źródło o mocy leczenia wszelkich chorób. Jakub cudownie ozdrowiał, co utwierdziło ludzi w prawdziwości objawienia i skłoniło do budowy w miejscu źródełka drewnianej kapliczki „Objawień na wodzie”. Także dziś cudowna woda ma moc przywracania zdrowia i utraconej miłości. Cudu ozdrowienia doświadczyła także królowa Marysieńka Sobieska, a w podzięce ufundowała kościół, który wkrótce stał się maryjnym sanktuarium. Najcenniejszy zabytek tej barokowej, niewielkiej świątyni to maleńki (9´14 cm), od 300 lat uznawany za cudowny, obrazek Matki Bożej Krasnobrodzkiej umieszczony w ołtarzu głównym. W miejscu objawienia, na pobliskim drzewie zawiesił go sam Jakub Ruszczyk, ale kilka lat później zagubił się strącony w błoto podczas najazdu i plądrowania Krasnobrodu przez Kozaków pod wodzą Chmielnickiego. Cudownie zachowany i odnaleziony po wojennej zawierusze został uznany za cudowny.

Do krasnobrodzkiego Pszczelińca przylega Rezerwat Święty Roch, chroniący malowniczy, dziewiczy las z pomnikowymi bukami, jodłami i pachnącymi żywicą sosnami. W głębokiej dolince w tym przepastnym lesie odnajdujemy – a jakże – kolejną drewnianą kapliczkę z kolejnym cudownym źródełkiem. Tym razem patronuje jej św. Roch, który od wieków chroni nas przed morowym powietrzem, czyli wszelkiego rodzaju zarazami. Kult św. Rocha na tych terenach rozpowszechniła także królowa Marysieńka. Wizerunek patrona, jak nakazuje tradycja, w towarzystwie wiernego psa, zdobi ołtarz kapliczki. W rezerwacie mamy okazję przez chwilę wędrować głębokim lessowym wąwozem. Z takich niezwykle urokliwych jarów wymytych przez ulewy w miękkim gruncie słyną szczególnie lasy w okolicach Szczebrzeszyna, choć w innych miejscach Roztocza także można je spotkać.

Tak kończymy naszą kilkudniową przygodę z Roztoczem. To niezwykły region, z nieskażonym środowiskiem, dziewiczą przyrodą, klimatycznymi kresowymi wioskami i miasteczkami, licznymi pamiątkami wielu wieków historii. Można tu zaznać prawdziwej ciszy i spokoju, a co najważniejsze, także zwykłej ludzkiej życzliwości. Do domów wracamy z przekonaniem, że warto zaglądać jak najczęściej w to wyjątkowe miejsce, gdzie przyroda wciąż nie poddaje się cywilizacji, a na drugiego człowieka nadal można liczyć… Magiczne Roztocze poznawało 46 osób, wycieczką kierował Henryk Luchowski, po Roztoczu oprowadzał miejscowy przewodnik pan Andrzej Dziaduszek, a relację spisała Jola Artym.